niedziela, 6 lipca 2014

Dobre teksty nie płoną – bo są dobre! Można je tylko zepsuć. Ale nie tym razem!



Mistrz i Małgorzata, Teatr im. J. Osterwy, Lublin
/Mariusz Lach sdb/


Gdy dwadzieścia pięć lat temu, ucząc się w małej miejscowości w głębi Borów Tucholskich, pojechałem pierwszy raz w życiu do prawdziwego teatru (Teatr Polski w Bydgoszczy), nie sądziłem, jaki wpływ wywrze to wydarzenie na moje życie. Będąc zagorzałym czytelnikiem science-fiction i fantazy, oraz fanem serii „Star Wars”  nie przewidywałem, że to właśnie na scenie moje najskrytsze marzenia ożyją, a ja będę mógł im towarzyszyć. Od tego czasu kino ustąpiło miejsca scenie. Wtedy (1989) był to „Mistrz i Małgorzata” w reżyserii A. M. Marczewskiego, który ukazał mi teatr – najpierw jako widzowi, potem starającemu się czasami coś zagrać, następnie jako nieporadnemu twórcy, a od kilku lat zajmującym się tym zawodowo wykładowcy. Tamtejszy spektakl był dla mnie wielkim widowiskiem - show (choć niezrozumiałym). I chociaż wcześniej nie czytałem Bułhakowa, nie zrozumiałem przesłania spektaklu, to jednak... coś się zadziało, zaczęło i trwa.