Gdy dwadzieścia
pięć lat temu, ucząc się w małej miejscowości w głębi Borów Tucholskich,
pojechałem pierwszy raz w życiu do prawdziwego teatru (Teatr Polski w
Bydgoszczy), nie sądziłem, jaki wpływ wywrze to wydarzenie na moje życie. Będąc
zagorzałym czytelnikiem science-fiction i fantazy, oraz fanem serii „Star Wars” nie przewidywałem, że to właśnie na scenie moje
najskrytsze marzenia ożyją, a ja będę mógł im towarzyszyć. Od tego czasu kino
ustąpiło miejsca scenie. Wtedy (1989) był to „Mistrz i Małgorzata” w reżyserii A. M.
Marczewskiego, który ukazał mi teatr – najpierw jako widzowi, potem
starającemu się czasami coś zagrać, następnie jako nieporadnemu twórcy, a od
kilku lat zajmującym się tym zawodowo wykładowcy. Tamtejszy spektakl był dla
mnie wielkim widowiskiem - show (choć niezrozumiałym). I chociaż wcześniej nie czytałem Bułhakowa, nie zrozumiałem
przesłania spektaklu, to jednak... coś się zadziało, zaczęło i trwa.