Sen nocy letniej, Lublin
/Weronika Puszkar/
Osterwa kusi nas ostatnio
Szekspirem. I mnie skusił zdecydowanie. Był Mądzikowy Makbet, teraz przyszedł
czas na Sen nocy letniej, w reżyserii Artura Tyszkiewicza. Z jakim skutkiem?
Jedna z najbardziej znanych komedii
brytyjskiego pisarza, odgrywana na scenie wciąż może zaskakiwać i
"usypiać" w całkowicie pozytywnym tego słowa znaczeniu. W końcu o
śnie nocy letniej mowa. I na spektaklu mogliśmy poczuć się dokładnie jak we
śnie. A to za sprawą młodych aktorów. Halszka Lehman (Hermiona), Marta Sroka
(Helena), Paweł Kos (Lizander) i Daniel Salman (Demetrusz).
Bohaterowie w
prawdziwie magiczny sposób zostają omotani przez stwory. Najważniejsze jednak,
że widzowie wydawali się również zaczarowani. Leśne elfy, zahipnotyzowani,
zakochani młodzi – tak. Wątek z robotnikami? Nie. Najgorsze w spektaklu według
mnie jest uwspółcześnienie. Dlaczego wyrywać ludzi ze snu? Snu rodem z czasów
Szekspirowskich? Przecież współczesność mamy na co dzień.
Gra aktorską grą aktorską, ale w tym
przedstawieniu moją uwagę przyciągnęło co innego. Detale. To one sprawiły, że
przenieśliśmy się w prawdziwy sen na jawie. Niesamowita, chociaż bardzo
subtelna i delikatna muzyka! Nadała ona senny klimat. Spektakl wydawał się
wręcz zagrany. Dzięki muzyce trzech wiolonczeli i jednej waltorni. Sami
bohaterowie jakby grali w rytm melancholijnej, nużącej, a przy tym jakże
pasującej do treści utworu muzyki. Jej Twórcą jest Jacek Grudzień. Wielkie
ukłony kieruję też w stronę Pana Maćka Prusaka, który odpowiada za ruch
sceniczny. To właśnie te znaki w
połączeniu z muzyką odegrały tak ogromną rolę, sprawiając, że publiczność poczuła
się jak we śnie. Perfekcyjność w każdym calu. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz