Pakujemy manatki, Teatr im. J. Osterwy w Lublinie
/R. Dziurosz/
„Pakujemy
manatki” Hanocha Levina uświetniły pięsetną premierę w powojennym życiu Teatru
Osterwy. Spektakl wyreżyserowany przez dyrektora Artura Tyszkiewicza wywołuje
śmiech i łzy. Te dwie skrajne reakcje w teatrze lubię najbardziej.
I choć
słychać było po zakończeniu pomruki niezadowolenia, że jaki kraj, taka komedia,
to dla mnie jest to arcy- spektakl. Zachwyciła mnie scenografia- widok na domy
mieszkańców. Możemy obserwowac ich zachowania, jak przez okno. Ale to nie scenografia
wywarła na mnie największe wrażenie, a bohaterzy. Tak łatwo było mi wśród nich
odnaleźć siebie, kogoś z otoczenia. To spektakl uniwersalny. Levin przejrzał
świat i ludzi od stóp, do głów. Podtytuł brzmi: Komedia na osiem pogrzebów.
Owszem, zdarzały się sytuacje komiczne, które wywoływały śmiech. Szczególnie
kwestie Anny Świetlickij, w roli Heni Gelerntner, za którą otrzymała Złotą
Maskę. W całym spektaklu jednak przeważa motyw przemijania i niespełnionych
ambicji. Starzy i młodzi wchodzą w etap buntu. Każdy z bohaterów chce przede
wszystkim żyć.
Nie jest to sztuka łatwa, ani przyjemna. Ale na pewno jest
potrzebna. Po obejrzeniu miałem mnóstwo przemyśleń na temat życia i śmierci. Na
mój temat, moich bliskich. Na temat otaczającego mnie środowiska. Na pewno
zapamiętam go na całe życie, bo jest to jedna z najważniejszych i najlepszych
rzeczy jakie widziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz