Pięć róż dla Jennifer
/Pietro Giorgio/
W
ostatnich miesiącach jedyny na toruńskiej mapie teatralnej zawodowy teatr
dramatyczny Wilama Horzycy postarał się o kilka nowych premier, a wśród nich
znalazła się sztuka włoskiego dramatopisarza XX wieku Annibale Ruccello
uwieńczona tytułem oryginalnym Le cinque rose per Jennifer, co w polskim
tłumaczeniu znaczy tyle samo, co Pięć róż dla Jennifer.
Poruszona
została w nim historia transseksualisty o imieniu Jennifer (w tej roli Paweł
Tchórzelski), która od trzech miesięcy czeka z niecierpliwością na telefon
od poznanego w nocnym klubie mężczyzny. Pech sprawia jednak, że wszystkie
telefony do niej skierowane przez zakłócenia na linii, są de facto adresowane
do jej sąsiadów z nowo oddanego do użytku osiedla.
W
gruncie rzeczy jest to bardziej smutne, niż śmieszne, ponieważ
bohaterowie/mieszkańcy osiedla, żyjąc wewnątrz pewnego zamkniętego obszaru i
kisząc się tylko we własnym sosie są jeszcze bardziej odcięci od świata i
stopniowo coraz bardziej pogrążają się w samotności. Bohaterowie sztuki, a
właściwie bohaterki, to samotne osoby poszukujące bliskości drugiego człowieka,
wiecznie na niego czekające, korzystające z możliwości zadzwonienia do, już
wspomnianego wcześniej, lokalnego radia i wyrzucenia z siebie tego, co leży im
na wątrobach (tu mowa także o kolejnej bohaterce – zdesperowanej Anuncjacie i
Soni, w jednej osobie, granej przez Annę Romanowicz-Kozanecką).
Poza
tytułową Jennifer, na uwagę w spektaklu Marii Spiss zasługuję także rola
Jarosława Felczykowskiego, który również wcielił się w oblicze
Anny-transseksualisty (tu aluzja do obecnie głośnej postaci na polskiej scenie
politycznej – Anny Grodzkiej). Tak fenomenalnie ucharakteryzowany na pewno
wzbudził podobne skojarzenia również u innych widzów...
Mnie
osobiście przedstawienie w szczególny sposób nie urzekło. Idąc na nie nie
wiedziałem za bardzo, czego mam się spodziewać. Co prawda zostały w nim
poruszone problemy, z którymi boryka się dzisiejsze polskie (i nie tylko)
społeczeństwo, to jednak czułem się nieco znudzony treścią tejże sztuki. Temat
był, jest i będzie trudnym tematem, który w realnym świecie wywołuje spore
kontrowersje, budzi często obrzydzenie i niechęć podejmowania go, to jednak
jest stale obecny, kto wie... może i na naszych osiedlach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz