środa, 29 maja 2013

Polski teatr po 1997 roku

Polski teatr po 1997 roku, na podstawie tekstu Łukasza Drewniaka "Tsunami młodości".

/M. Mazurek/

Ciszę wyobrażam sobie jako starą gazetę lub źle dobraną marynarkę, jak nudny film w dużym kinie i kiepską muzykę w radiu. Cisza jest jak oczekiwanie na burzę, taka chwila napięcia po której często nie dzieje się nic i cisza jest jak moralne salto bez rozbiegu.

Właśnie taki obraz polskiego teatru do 1997 wyłania się z tekstu Łukasza Drewniaka "Tsunami młodości", aż chciałoby się zanucić 10 w skali Beauforta, ale to chyba do tsunami nie pasuje. (?)
Potem dostajemy, bzika, tego tropikalnego, w Teatrze, Rozmaitości Teatrze razem z Jarzyną Grzegorzem i krzyczymy "Młodości dodaj nam skrzydeł!" I młodość skrzydeł dodaje, lecimy wysoko, wyżej, jeszcze wyżej, ale na szczęście do "najwyżej" jeszcze nie dotarliśmy, to chyba dobrze, prawda?

Tak o to mamy teatr młodych, zdolnych i niedocenianych? Docenionych, myślę, że docenionych. Mamy widownię pokoleniową i nowy język teatralny, myślę że lepszy, trafniejszy i otwierający pole do dyskusji, ale tej innej, nie tej z "Dziadów" Swinarskiego, nie, już nie tej, przepraszam ale już nie. A i co ważne nie piszemy manifestów i (na szczęście bo to nudne) i nie palimy bibliotek, bo futuryzm, to już chyba za nami, może. A pokolenie pięćdziesięcioletnich reżyserów samo podobno już zeszło z placu boju, tacy sobie emeryci? Tu nasuwa się akcent polityczny, ale n i e w o l n o. Wątpię, że nie mają już nic do powiedzenia, jeszcze wrócą, jak wraca się tam, gdzie zostawiło się coś swojego.

Jeszcze tak sobie myślę, że Jarzyna, Warlikowski, Cieplak i Augustynowicz Anna są takim Winkelriedem narodów, czyż nie? Dobrze, nie narodów ale teatru już chyba tak, prawda?

Młodość wg Łukasza Drewniaka jest atutem, aż chciałoby się napisać: "wreszcie" i tak sobie właśnie napisałam, a co. Reżyseria staje się nie sposobem na życie a możliwością, też wreszcie. Bo młodość musi w nas zostać i wracać do niej musimy, chociaż podobno "musi to się tylko umrzeć."

Ale to tsunami, z całym szacunkiem wreszcie nie zalewa nas w świętej Warszawie, czy "klimatycznym" Kr@kowie, brawo. Jesteśmy sobie w Bydgoszczy i Wałbrzychu, Opolu i na Wybrzeżu, jacie łał. Taki sobie h o m o v i a t o r z tego młodego polskiego teatru, a Klata, szerzej znany pewnie jako Jan Klata, Figura Aldona i Kos Łukasz co najlepsze zakreślają granice tematyczne nowego teatru.
I tak o to mamy sobie: polityczną niepoprawność i na dodatek prowokacyjną u Klaty, refleksę nad kondycją generacji 30 latków u Figury (ale chyba nie fizyczną?), a Kos Łukasz proponuje nam opis, socjologiczny opis rzeczywistości i to tej polskiej co najlepsze.

Pora teraz na mały spacer po tym świecie młodego teatru. Najpierw przejdziemy się z Janem Klatą , który wygląda na to, że chce się z historią rozliczyć, taki z niego Piotr Skarga 21 już co jak co wieku. Ale Klata Jan co ważne nie szuka tajemnic, bo w zasadzie jak można szukać czegoś co jest t a j e m n i c ą, dziwne, prawda?
Spektakl jest dla Klaty "wykładnią jego tez", jednak żaden z niego Marcin Luter, nie bierze młotka i na drzwiach Kościoła w Wittemberdze nic nie przybija, bez przesady. Pan Klata Jan szuka, ocalenia szuka, granice wyznacza, wyraźne, pomiędzy dobrem a złem. Najciekawsza jest muzyka, ta alternatywna, chciałabym zobaczyć ten pożar domu w "Lochach Watykanu", ktrórego symbolem jest "I'am on fire" Arthura Browna.
Młodość u Klaty jest bezkompromisowa - tak ma być i koniec? I dobrze. Wartości należy przywrócić a młodość powinna uderzyć na barykady i na koń, skoro ci starsi panowie generałowie się pogubili to niech się tak stanie. Drugiego powstania i to listopadowego nie trzeba, przynajmniej nie w teatrze.

W Wałbrzychu nigdy nie byłam, za to dla Mai Kleczewskiej to pewnie drugi dom od kiedy miasto to dało jej szansę, sporą.

Z Mają Kleczewską wyłaniającą się z tekstu "Łukasza Drewniaka" aż chce się polecieć nad tym "kukułczym gniazdem", stać się członkiem mafijnej organizacji w "Makbecie" i dać się skorumpować z mieście Woyzeck.

U Kleczewskiej spotykamy się z problemami zbiorowości, z tym co na pozór jest nam obce, ale gdzieś za rogiem sączy się z ł o. Maja Kleczewska przedstawia ludzi zainfekowanych złem, którzy próbują z nim walczyć w równie zły sposób. Zbrodnia przynosi zbrodnię, nigdy ocalenia. Przestrzeń to u Kleczewskiej odbicie wewnętrznego świata bohaterów. Introwertycy nagle stają się ekstrawertykami, taka erupcja emocji, Etna, czy coś. Najpierw na scenie widzimy "Evrymana", a potem ni stąd ni zowąd osobowość roku z szeroko otwartymi oczami.

Teraz będziemy reżyserować z tulipanami w tle, bo z pół Holendrem Redbadem Klynstrą. Redbad Klynstra, próbuje podobno "uchwycić ciszę przed burzą", ale ta cisza jednak ze sobą coś niesie (burzę?), nie tak jak ta o której wspomniałam we wstępie. Ta cisza, to taki moment kumulacji spokoju, pozornego z resztą. Reżyser zwraca uwagę na relacje międzyludzkie, dochodzi do wniosku, że to co dobre może przemienić się w zło w czystej postaci, wg mnie jest to bardzo trafne spostrzeżenie.
Jeśli chodzi o przestrzeń to: chwila mamy chillout, wszystko zmienia się niepostrzeżenie, gdzieś obok.

PS. Made in China nie wiedziałam, ale sam tytuł jest już uroczy.

W tej chwili do odpowiedzi Drewniak Łukasz, wzywa Miśkiewicza Pawła, starszego trochę pana, ale wciąż zaliczającego się do kategorii młodych, zdolnych i zbuntowanych prawdopodobnie.
Miśkiewicz Paweł stawia na młodość w najczystszej postaci – po prostu – młodą. Przygotowuje często spektakle dyplomowe ze studentami szkół teatralnych, bo tam nie ma jeszcze tego co jest w teatrze zawodowym. Reżyser odmładza bohaterów Czechowa w "Trzech siostrach" , a w "Zabawach na podwórku" źródła naszych dzisiejszych ran i lęków upatruje w zbezszczeszczonym dzieciństwie. Nikt nie zdaje tutaj egzaminu z dykcji, atutem jest młodość, spontaniczność, naiwność, niewyznaczona jeszcze granica pomiędzy dzieciństwem a dorosłością.

Krzysztof Jaworski w swoich spektaklach opowiada o tym, czego zapomnieć się nie da, o tym co zostaje w głowie na zawsze jak jazda na rowerze, czy pierwszy samodzielnie but zawiązany. I co ważne wg mnie - stawia na minimalizm jeśli chodzi o dekorację, nie buduje na dosłowności, ale skupia się na detalach i najbardziej znaczących gestach. Jego bohaterowie są tak normalnie nienormalni, bo normalność jest dla nich nienormalna.

Zadara Michał jest podobno niewygodny, ale na szczęście nie na tyle, że trzeba go w y e l i m i n o w a ć. Zadara Michał jest niewygodny, ponieważ opowiada to co wygodne dla ludzi jego pokolenia nie jest. Zadara Michał dla ludzi swojego pokolenia, przesyła pozdrowienia w "From Poland with love", gdzie w groteskowy sposób przedstawia postaci, które za wszelką cenę chcą zdobyć pieniądze na wyjazd do raju, tzn. Londynu naturalnie, a kiedy już nadarza się taka okazja, niepostrzeżenie znikają w świecie pełnym konsumpcyjnych gadżetów.
Interesująca wydaje się być również jego realizacja "Księdza Marka" Słowackiego, w której pokazuje, że dylematy z czasów romantyzmu są wciąż aktualne wśród młodych ludzi. Łukasz Drewniak pisze, że w "Księdzu Marku" rzeczywistość jest tylko lustrem, w którym się przeglądamy.

U Agnieszki Olsten bohaterów oglądamy przez dziurkę od klucza, w zamkniętych przestrzeniach podwórek, kamienic czy na przystankach autobusowych, gdzie każdy z nich za wszelką cenę chce po sobie zostawić jakiś ślad. Bohaterowie jej spektakli to ludzie postawieni w sytuacji ostatecznej, nastawieni na poszukiwanie gestu lub słowa, który być może odmieni ich los. Olsten Agnieszka złudzeniami nie żyje, wie że "wyjście poza planszę gry oznacza koniec teatralnego istnienia". Uderzająca w jej spektaklach jest f o n o s f e r a, wytwarza muzykę z pojedynczych słów, dźwięków i uderzeń. Agnieszka Olsten = codzienność = rzeczywistość.

Broczuch Michał również maluje na scenie otaczającą go rzeczywistość. Bohaterowie jego "KOMponentów" nie potrafią sobie wyobrazić innego świata niż ten, który istnieje na osiedlu. Marzy im się jedynie gangsterski American dream, a art. 197 KK to dla nich codzienność.
W "Wielkim człowieku do małych interesów" przenosi portrety młodych ludzi ukazując ich znudzonych rzeczywistością, zniechęconych do życia na poważnie i na zawsze. Znowu młodość w pełnym wydaniu, ale przepraszam, że się wtrącę, tak bezczelnie trochę, ale czy wreszcie mógłby ktoś pokazać coś d o b r e g o?

Tak też o to mamy polski młody teatr, teatr bezkompromisowy i teatr rzeczywisty, teatr który mówi, teatr który momentami krzyczy i wydziera się okrutnie, w niebo głosy. Mamy w nim ludzi, którzy rozglądają się w okół, spokojnie ale jednak bez ściemy, z lekką dozą ironii. Mamy teatr doświadczeń i środowisk, mamy teatr generacyjny, teatr pełen dylematów w tle, teatr wyborów i destrukcji. Mamy też wreszcie teatr, który wg mnie niczego nie musi - mamy teatr, który chce. Ale jak już wspomniałam, pokażmy wreszcie, że szklanka nie zawsze jest do połowy pusta.

A za Łukaszem Drewniakiem powtórzę na podsumowanie:

"Nowy teatr wie, że kiedy woda opadnie, nic już nie będzie takie jak przedtem."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz