Polski teatr po 1997 roku, na podstawie tekstu Łukasza Drewniaka "Tsunami młodości".
/M. Mazurek/Ciszę wyobrażam sobie jako starą gazetę lub źle dobraną marynarkę, jak nudny film w dużym kinie i kiepską muzykę w radiu. Cisza jest jak oczekiwanie na burzę, taka chwila napięcia po której często nie dzieje się nic i cisza jest jak moralne salto bez rozbiegu.
Właśnie taki obraz polskiego teatru
do 1997 wyłania się z tekstu Łukasza Drewniaka "Tsunami
młodości", aż chciałoby się zanucić 10 w skali Beauforta,
ale to chyba do tsunami nie pasuje. (?)
Potem dostajemy, bzika, tego
tropikalnego, w Teatrze, Rozmaitości Teatrze razem z Jarzyną
Grzegorzem i krzyczymy "Młodości dodaj nam skrzydeł!" I
młodość skrzydeł dodaje, lecimy wysoko, wyżej, jeszcze wyżej,
ale na szczęście do "najwyżej" jeszcze nie dotarliśmy,
to chyba dobrze, prawda?
Tak o to mamy teatr młodych, zdolnych
i niedocenianych? Docenionych, myślę, że docenionych. Mamy
widownię pokoleniową i nowy język teatralny, myślę że lepszy,
trafniejszy i otwierający pole do dyskusji, ale tej innej, nie tej z
"Dziadów" Swinarskiego, nie, już nie tej,
przepraszam ale już nie. A i co ważne nie piszemy manifestów
i (na szczęście bo to nudne) i nie palimy bibliotek, bo futuryzm,
to już chyba za nami, może. A pokolenie pięćdziesięcioletnich
reżyserów samo podobno już zeszło z placu boju, tacy sobie
emeryci? Tu nasuwa się akcent polityczny, ale n i e w o l n o.
Wątpię, że nie mają już nic do powiedzenia, jeszcze wrócą,
jak wraca się tam, gdzie zostawiło się coś swojego.
Jeszcze tak sobie myślę, że Jarzyna,
Warlikowski, Cieplak i Augustynowicz Anna są takim Winkelriedem
narodów, czyż nie? Dobrze, nie narodów ale teatru już
chyba tak, prawda?
Młodość wg Łukasza Drewniaka jest
atutem, aż chciałoby się napisać: "wreszcie" i tak
sobie właśnie napisałam, a co. Reżyseria staje się nie sposobem
na życie a możliwością, też wreszcie. Bo młodość musi w nas
zostać i wracać do niej musimy, chociaż podobno "musi to się
tylko umrzeć."
Ale to tsunami, z całym szacunkiem
wreszcie nie zalewa nas w świętej Warszawie, czy "klimatycznym"
Kr@kowie, brawo. Jesteśmy sobie w
Bydgoszczy i Wałbrzychu, Opolu i na Wybrzeżu, jacie łał. Taki
sobie h o m o v i a t o r z tego młodego polskiego teatru, a Klata,
szerzej znany pewnie jako Jan Klata, Figura Aldona i Kos Łukasz co
najlepsze zakreślają granice tematyczne nowego teatru.
I tak o to mamy sobie: polityczną
niepoprawność i na dodatek prowokacyjną u Klaty, refleksę nad
kondycją generacji 30 latków u Figury (ale chyba nie
fizyczną?), a Kos Łukasz proponuje nam opis, socjologiczny opis
rzeczywistości i to tej polskiej co najlepsze.
Pora teraz na mały spacer po tym
świecie młodego teatru. Najpierw przejdziemy się z Janem Klatą ,
który wygląda na to, że chce się z historią rozliczyć,
taki z niego Piotr Skarga 21 już co jak co wieku. Ale Klata Jan co
ważne nie szuka tajemnic, bo w zasadzie jak można szukać czegoś
co jest t a j e m n i c ą, dziwne, prawda?
Spektakl jest dla Klaty "wykładnią
jego tez", jednak żaden z niego Marcin Luter, nie bierze młotka
i na drzwiach Kościoła w Wittemberdze nic nie przybija, bez
przesady. Pan Klata Jan szuka, ocalenia szuka, granice wyznacza,
wyraźne, pomiędzy dobrem a złem. Najciekawsza jest muzyka, ta
alternatywna, chciałabym zobaczyć ten pożar domu w "Lochach
Watykanu", ktrórego symbolem jest "I'am on fire"
Arthura Browna.
Młodość u Klaty jest bezkompromisowa
- tak ma być i koniec? I dobrze. Wartości należy przywrócić
a młodość powinna uderzyć na barykady i na koń, skoro ci starsi
panowie generałowie się pogubili to niech się tak stanie. Drugiego
powstania i to listopadowego nie trzeba, przynajmniej nie w teatrze.
W Wałbrzychu nigdy nie byłam, za to
dla Mai Kleczewskiej to pewnie drugi dom od kiedy miasto to dało jej
szansę, sporą.
Z Mają Kleczewską wyłaniającą się
z tekstu "Łukasza Drewniaka" aż chce się polecieć nad
tym "kukułczym gniazdem", stać się członkiem mafijnej
organizacji w "Makbecie" i dać się skorumpować z mieście
Woyzeck.
U Kleczewskiej spotykamy się z
problemami zbiorowości, z tym co na pozór jest nam obce, ale
gdzieś za rogiem sączy się z ł o. Maja Kleczewska przedstawia
ludzi zainfekowanych złem, którzy próbują z nim
walczyć w równie zły sposób. Zbrodnia przynosi
zbrodnię, nigdy ocalenia. Przestrzeń to u Kleczewskiej odbicie
wewnętrznego świata bohaterów. Introwertycy nagle stają się
ekstrawertykami, taka erupcja emocji, Etna, czy coś. Najpierw na
scenie widzimy "Evrymana", a potem ni stąd ni zowąd
osobowość roku z szeroko otwartymi oczami.
Teraz będziemy reżyserować z
tulipanami w tle, bo z pół Holendrem Redbadem Klynstrą.
Redbad Klynstra, próbuje podobno "uchwycić ciszę przed
burzą", ale ta cisza jednak ze sobą coś niesie (burzę?), nie
tak jak ta o której wspomniałam we wstępie. Ta cisza, to
taki moment kumulacji spokoju, pozornego z resztą. Reżyser zwraca
uwagę na relacje międzyludzkie, dochodzi do wniosku, że to co
dobre może przemienić się w zło w czystej postaci, wg mnie jest
to bardzo trafne spostrzeżenie.
Jeśli chodzi o przestrzeń to: chwila
mamy chillout, wszystko zmienia się niepostrzeżenie, gdzieś obok.
PS. Made in China nie wiedziałam, ale
sam tytuł jest już uroczy.
W tej chwili do odpowiedzi Drewniak
Łukasz, wzywa Miśkiewicza Pawła, starszego trochę pana, ale wciąż
zaliczającego się do kategorii młodych, zdolnych i zbuntowanych
prawdopodobnie.
Miśkiewicz Paweł stawia na młodość
w najczystszej postaci – po prostu – młodą. Przygotowuje często
spektakle dyplomowe ze studentami szkół teatralnych, bo tam
nie ma jeszcze tego co jest w teatrze zawodowym. Reżyser odmładza
bohaterów Czechowa w "Trzech siostrach" , a w
"Zabawach na podwórku" źródła naszych
dzisiejszych ran i lęków upatruje w zbezszczeszczonym
dzieciństwie. Nikt nie zdaje tutaj egzaminu z dykcji, atutem jest
młodość, spontaniczność, naiwność, niewyznaczona jeszcze
granica pomiędzy dzieciństwem a dorosłością.
Krzysztof Jaworski w swoich spektaklach
opowiada o tym, czego zapomnieć się nie da, o tym co zostaje w
głowie na zawsze jak jazda na rowerze, czy pierwszy samodzielnie but
zawiązany. I co ważne wg mnie - stawia na minimalizm jeśli chodzi
o dekorację, nie buduje na dosłowności, ale skupia się na
detalach i najbardziej znaczących gestach. Jego bohaterowie są tak
normalnie nienormalni, bo normalność jest dla nich nienormalna.
Zadara Michał jest podobno niewygodny,
ale na szczęście nie na tyle, że trzeba go w y e l i m i n o w a
ć. Zadara Michał jest niewygodny, ponieważ opowiada to co wygodne
dla ludzi jego pokolenia nie jest. Zadara Michał dla ludzi swojego
pokolenia, przesyła pozdrowienia w "From Poland with love",
gdzie w groteskowy sposób przedstawia postaci, które za
wszelką cenę chcą zdobyć pieniądze na wyjazd do raju, tzn.
Londynu naturalnie, a kiedy już nadarza się taka okazja,
niepostrzeżenie znikają w świecie pełnym konsumpcyjnych gadżetów.
Interesująca wydaje się być również
jego realizacja "Księdza Marka" Słowackiego, w której
pokazuje, że dylematy z czasów romantyzmu są wciąż
aktualne wśród młodych ludzi. Łukasz Drewniak pisze, że w
"Księdzu Marku" rzeczywistość jest tylko lustrem, w
którym się przeglądamy.
U Agnieszki Olsten bohaterów
oglądamy przez dziurkę od klucza, w zamkniętych przestrzeniach
podwórek, kamienic czy na przystankach autobusowych, gdzie
każdy z nich za wszelką cenę chce po sobie zostawić jakiś ślad.
Bohaterowie jej spektakli to ludzie postawieni w sytuacji
ostatecznej, nastawieni na poszukiwanie gestu lub słowa, który
być może odmieni ich los. Olsten Agnieszka złudzeniami nie żyje,
wie że "wyjście poza planszę gry oznacza koniec teatralnego
istnienia". Uderzająca w jej spektaklach jest f o n o s f e r
a, wytwarza muzykę z pojedynczych słów, dźwięków i
uderzeń. Agnieszka Olsten = codzienność = rzeczywistość.
Broczuch Michał również maluje
na scenie otaczającą go rzeczywistość. Bohaterowie jego
"KOMponentów" nie potrafią sobie wyobrazić innego
świata niż ten, który istnieje na osiedlu. Marzy im się
jedynie gangsterski American dream, a art. 197 KK to dla nich
codzienność.
W "Wielkim człowieku do małych
interesów" przenosi portrety młodych ludzi ukazując ich
znudzonych rzeczywistością, zniechęconych do życia na poważnie i
na zawsze. Znowu młodość w pełnym wydaniu, ale przepraszam, że
się wtrącę, tak bezczelnie trochę, ale czy wreszcie mógłby
ktoś pokazać coś d o b r e g o?
Tak też o to mamy polski młody teatr,
teatr bezkompromisowy i teatr rzeczywisty, teatr który mówi,
teatr który momentami krzyczy i wydziera się okrutnie, w
niebo głosy. Mamy w nim ludzi, którzy rozglądają się w
okół, spokojnie ale jednak bez ściemy, z lekką dozą
ironii. Mamy teatr doświadczeń i środowisk, mamy teatr
generacyjny, teatr pełen dylematów w tle, teatr wyborów
i destrukcji. Mamy też wreszcie teatr, który wg mnie niczego
nie musi - mamy teatr, który chce. Ale jak już wspomniałam,
pokażmy wreszcie, że szklanka nie zawsze jest do połowy pusta.
A za Łukaszem Drewniakiem powtórzę
na podsumowanie:
"Nowy teatr wie, że kiedy woda
opadnie, nic już nie będzie takie jak przedtem."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz