piątek, 27 czerwca 2014

Nie tylko dla dzieci


Książę i żebrak, Teatr im. J. Osterwy, Lublin
/Agnieszka Gorczyńska/
            Idąc do teatru w okolicy Dnia Dziecka trzeba się spodziewać spektaklu nastawionego na młodszego odbiorcę. Tak też po części było w tym przypadku. Piszę po części, gdyż reżyser zostawił parę ‘smaczków’ dla rodzica. Niestety próbował przy nich zejść do poziomu przeciętnego rodzica, a może nawet trochę mniej niż przeciętnego, do szarego tłumu goniącego za popkulturą. Tylko czy taki rodzic zabierze swoje dziecko do teatru? Jest to mało prawdopodobne. Na spektaklu popołudniowym, lub wczesno wieczornym dla niektórych, publiczność składała się w raczej większej części z osób starszych, które niektórych odniesień nie wyłapały lub nie do końca rozumiały. Jednak to starsza część publiczności cieszyła się nawet bardziej od obecnych dzieci, które były nadzwyczaj ciche jak na te grupy wiekowe co zapewne zawdzięczamy kostiumom.
            Przejdźmy do kostiumów. To właśnie one wraz ze scenografia przyciągały najwięcej uwagi. Śmiem twierdzić że gdyby nie one spektakl mógłby być porażką. Zofia Deines pomysłowo połączyła elementy współczesne z historycznymi tworząc barwne, ponadczasowe przesłanie z samej opowieści. Już jedna z pierwszych pojawiających się na scenie osób – kat – pod typowym katowskim kapturem i peleryna ubrał koszulkę Darta Vadera. Właśnie kostiumy rozróżniają warstwy społeczne. Biedota jest ubrana współcześnie – Tomek Canty i jego siostry jak nastolatkowi, jego ojciec jak typowy menel, kostiumy kobiet już zawierają elementy historyczne, babka Tomka przypomina starą kurtyzanę na emeryturze a matka stateczną kobietę z XIX-wieku.
Grupa żebraków przypomina mieszankę dawnych i współczesnych cyganów. Szlachta natomiast jest przerysowana, dwórki wyglądają jak z dawnej burleski pokazując swoje wdzięki odrobinę za bardzo jak na spektakl dla młodszych widzów. Wielowarstwowość kostiumów, szczególnie kobiecych, przyciąga wzrok barwnymi tiulami, koronkami i jedwabiami.
            Scenograf postawił na minimalizm. Był to strzał w dziesiątkę przy barwności kostiumów i sprawił że wizualnie całość układała się harmonijnie.
Za tło służyły stare okiennice, dla biednych obdarte i bez szyb, u szlachty z nielicznymi szybami i powieszonymi obrazami staroangielskiej szlachty i władcy. Wrota pałacu królewskiego były złożone z wielu starych drzwi i ich elementów. Całość sprawiała niesamowite wrażenie i była idealnym tłem barwnych postaci.
            Pod względem treści, a właściwie tekstu nie było już tak kolorowo. Z właściwym temu teatrowi ‘rozmachem’ wpleciono odniesienia do popkultury. Liczne anglicyzmy i łamana angielszczyzna drażniły uszy znających ten język. Wtrącenia z różnych filmów, jak chociażby kobiecość Kopernika z Seksmisji już się zwyczajnie przejadła po minionej już modzie na to sformułowanie. Samo nasycenie odniesień było bardzo nierównomierne. Z jednej strony po części ratowało to całość, niektóre sceny można było oglądać nawet z nutą prostej przyjemności, jednak potem następowały sceny tak przesycone i przeciągane, że nie dało się ich oglądać i jeśli byłby to spektakl grany w telewizji najlepszym wyjściem byłoby wyłączenie dźwięku.
            Warte wspomnienia jest niesamowite dobranie głównych aktorów. Daniele (Dobosz i Salman) byli do siebie na tyle podobni, że bez problemu można było dać się ponieść iluzji ich identyczności a świetna gra maskowała drobne jednak rozbieżności chociażby budowy ciała. Wojciech Rusin coraz bardziej wyrabia swój kunszt aktorski a jego postępy są obiecujące. W przeciwieństwie do Pawła Kosa, który mimo grania aż sześciu postaci najbardziej pasował do kostiumu małpy.
            Całość spektaklu była niejednorodna, co zapewne miało na celu przypodobanie się różnym widzom. Jednak prędzej sprawiło że żadnemu z nich nie spodobało się do końca, chyba że dzieciom które jeszcze patrzą na wszystko bezkrytycznym okiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz