„Portret” – opera Mieczysława Wajnberga, libretto:
Aleksander Miedwiediew, reż. David Pountney, Teatr Wielki z Poznania w: Opera
Narodowa, Warszawa
/Magdalena Zaremba/
Portret to historia młodego,
ubogiego, petersburskiego malarza, Czartkowa. Artysta za ostatnie pieniądze kupuje
od handlarza starociami niezwykły portret, który zapewnia mu wielkie bogactwo.
Odtąd pomnażanie pieniędzy i realizowanie zleceń dla elit stanie się
ważniejsze, niż prawdziwy talent i ukończenie dzieła życia, portretu Psyche.
Oczywiście, jest to opowieść o
ważnych życiowych decyzjach i wyborze pomiędzy „być” a „mieć”. Finał Czartkowa (w
tej roli uznany tenor, Jacek Laszczkowski) jest tragiczny: poświęcenie talentu
na rzecz pieniądza i koneksji kończy się śmiercią bohatera. Ale czy na tym
koniec?
Reżyser
opery, David Pountney, zadbał o to, aby sztuka stała się wielowymiarowa. Między
innymi dzięki stronie plastycznej. Scenografia, różna w pierwszej i drugiej
części widowiska, jest jakby skróconą historią malarstwa nowoczesnego.
Od
konstruktywistycznych form przestrzennych, miejskiego tła utrzymanego w
stylistyce Pollocka i rosyjskiego koloryzmu, po kicz, schematyczność (malowane
„migiem”, jak mówi sam Czartkow, portrety Stalina), poprawność polityczną,
minimalizm i diamentową czaszkę Hirsta. Strona wizualna posłużyła też do próby
przedstawienia wewnętrznego świata malarza i sumienia człowieka w ogóle: to
dzięki niej widz obserwuje, jak w miarę bogacenia się Czartkowa jego wyobraźnia
ubożeje.
Osobnym
rozdziałem są w tej historii rekwizyty i kostiumy. Postaci bogatych
Petersburżan zamawiających portrety zostały wywyższone dzięki specjalnym
koturnom, powłóczystym płaszczom i falbanom, plączącym się pod nogami
Czartkowa. Żabia perspektywa, z której widz odbiera postaci, pozwala na
uchwycenie różnicy pomiędzy bogaczami a malarzem, który w tej konfiguracji jest
jedynie rzemieślnikiem na usługach władzy. Na tym tle wybija się
upersonifikowana Psyche (ubrana jedynie w długą, białą koszulę –
„niedokończony” strój, jak niedokończony obraz), która jest jedynym
„poruszycielem” sumienia artysty.
No i, rzecz jasna, sama opera,
czyli dzieło Wajnberga, uznawanego za jednego z ciekawszych kompozytorów po
Prokofiewie i Panufniku. Nie trzeba się silić na wielkie słowa; muzyka jest w
całym widowisku zarówno osią, jak i dopełnieniem (również wokalnych) kreacji
postaci i strony plastycznej. Stąd już tylko krok do uznania opery za
wyraziciela idei Gesamtkunstwerk. Bo to nie tylko muzyka, plastyka, akcja i
literatura dzieją się na scenie; całość wikła się niewidzialnymi nićmi między
ludzkimi emocjami, marzeniami i wyborami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz