piątek, 23 stycznia 2015

Portret z Poznania w Warszawie




„Portret” – opera Mieczysława Wajnberga, libretto: Aleksander Miedwiediew, reż. David Pountney, Teatr Wielki z Poznania w: Opera Narodowa, Warszawa
/Magdalena Zaremba/
 

Portret to historia młodego, ubogiego, petersburskiego malarza, Czartkowa. Artysta za ostatnie pieniądze kupuje od handlarza starociami niezwykły portret, który zapewnia mu wielkie bogactwo. Odtąd pomnażanie pieniędzy i realizowanie zleceń dla elit stanie się ważniejsze, niż prawdziwy talent i ukończenie dzieła życia, portretu Psyche.

     Libretto napisane przez Aleksandra Miedwiediewa opiera się na opowiadaniu Gogola.
Oczywiście, jest to opowieść o ważnych życiowych decyzjach i wyborze pomiędzy „być” a „mieć”. Finał Czartkowa (w tej roli uznany tenor, Jacek Laszczkowski) jest tragiczny: poświęcenie talentu na rzecz pieniądza i koneksji kończy się śmiercią bohatera. Ale czy na tym koniec? 
     Reżyser opery, David Pountney, zadbał o to, aby sztuka stała się wielowymiarowa. Między innymi dzięki stronie plastycznej. Scenografia, różna w pierwszej i drugiej części widowiska, jest jakby skróconą historią malarstwa nowoczesnego.
     Od konstruktywistycznych form przestrzennych, miejskiego tła utrzymanego w stylistyce Pollocka i rosyjskiego koloryzmu, po kicz, schematyczność (malowane „migiem”, jak mówi sam Czartkow, portrety Stalina), poprawność polityczną, minimalizm i diamentową czaszkę Hirsta. Strona wizualna posłużyła też do próby przedstawienia wewnętrznego świata malarza i sumienia człowieka w ogóle: to dzięki niej widz obserwuje, jak w miarę bogacenia się Czartkowa jego wyobraźnia ubożeje.
     Osobnym rozdziałem są w tej historii rekwizyty i kostiumy. Postaci bogatych Petersburżan zamawiających portrety zostały wywyższone dzięki specjalnym koturnom, powłóczystym płaszczom i falbanom, plączącym się pod nogami Czartkowa. Żabia perspektywa, z której widz odbiera postaci, pozwala na uchwycenie różnicy pomiędzy bogaczami a malarzem, który w tej konfiguracji jest jedynie rzemieślnikiem na usługach władzy. Na tym tle wybija się upersonifikowana Psyche (ubrana jedynie w długą, białą koszulę – „niedokończony” strój, jak niedokończony obraz), która jest jedynym „poruszycielem” sumienia artysty.
     No i, rzecz jasna, sama opera, czyli dzieło Wajnberga, uznawanego za jednego z ciekawszych kompozytorów po Prokofiewie i Panufniku. Nie trzeba się silić na wielkie słowa; muzyka jest w całym widowisku zarówno osią, jak i dopełnieniem (również wokalnych) kreacji postaci i strony plastycznej. Stąd już tylko krok do uznania opery za wyraziciela idei Gesamtkunstwerk. Bo to nie tylko muzyka, plastyka, akcja i literatura dzieją się na scenie; całość wikła się niewidzialnymi nićmi między ludzkimi emocjami, marzeniami i wyborami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz