/Agnieszka Trepka/
Ostatnio
miałam okazję być na premierze spektaklu ,,Wojna i pokój” w jednym z
warszawskich teatrów. Sztuka, oparta na utworze Lwa Tołstoja, zrobiła na mnie
bardzo duże i pozytywne wrażenie. Sama idea czerpania z dzieł tego wybitnego
rosyjskiego pisarza już stanowiła dla mnie zaletę, ponieważ Tołstoj to jeden z
moich ulubionych autorów. Ciekawiło mnie w jaki sposób reżyser ( Marcin Libera) wkomponuje tyle wątków
i rozmaitych postaci w przedstawienie trwające jedynie 180 minut. Jednak udało
mu się to znakomicie. Cały spektakl podzielony został na dwie tematyczne
części. Pierwsza z nich przedstawiała wydarzenia pochodzące z samej powieści,
natomiast w drugiej, oprócz wątków powieściowych, włączone zostały także
odniesienia do współczesności, do minionych wojen, militarnych zdobyczy
technologicznych. Drugi akt, pokazujący uniwersalność wymiaru ,,Wojny i pokoju”
można adekwatnie odnieść do czasów nam obecnych, nie obniżając wartości
spektaklu. Pokazanie tych wątków uniwersalnych w bardzo dosłowny sposób, wbrew pozorom,
nie strywializowało wymowy intencji reżysera.
Jednym
z powtarzających się elementów dźwiękowych był wystrzał z pistoletu, który
kończył poszczególne sceny, ale także towarzyszył scenom, w których bohaterowie
strzelali bezpośrednio do siebie. Nie spodziewałam się, że ten dźwięk słyszany
,,na żywo” będzie tak przejmujący. Również muzyka towarzysząca przedstawieniu (
dobrana przez Krzysztofa Kaliskiego i Filipa Kanieckiego) wzmacniała jego
przesłanie. Głośne, mroczne i nastrojowe dźwięki potęgowały unoszącą się grozę
wojny.
W
obliczu wszechobecnej technologizacji, również na tym przedstawieniu nie
zabrakło tego elementu. Rozwiązania z użyciem rzutników i kamer nie były nowatorskie,
ale doskonale wpisywały się w pomysł sztuki i łączyły ją momentami z seansem w
kinie. W niektórych scenach bezpośrednio nad sceną opuszczał się ekran, na
którym z rzutnika pokazywane były kamerowe zbliżenia postaci. Jednocześnie
zaczynały się rozgrywać wydarzenia na scenie i ich poszczególne zbliżenia
wyświetlane na tym ekranie. Również sceny, gdzie bohaterowie sami chwytali za
kamerę i filmowali siebie, były bezpośrednio wyświetlane ponad sceną. Myślę, że
takie rozwiązanie nie tylko połączyło dwie gałęzie sztuki – teatr i kino- ale
też pozwoliło widzowi poczuć się jakby sam przebywał na scenie i przez chwile
zobaczył to, co widzą sami obecni tam bohaterowie. W drugiej części sztuki
użyto podobne rozwiązanie. W przedstawieniach wojny współczesnej, przed sceną
na jednej ze ścian, wyświetlany był obraz globu ziemskiego. Jednak w jego
ukazaniu też odczuwało się grozę, wojnę. Ziemia, przedstawiona w szaro-czarnych
barwach, obracając się i zniekształcając, pokazywała w moim przekonaniu,
wszechobecność zagrożenia. Objęcie całego świata wojną, zbrodnią i cierpieniem
obrazowało, że nawet jeśli wojna rozgrywa się tylko w danym zakątku świata jej
wpływy, czy skutki w końcu i tak rozleją się na inne kraje, kontynenty.
Aktorzy, którzy grali role w tej sztuce wypadli, moim zdaniem, bardzo dobrze. Czuć było ich zaangażowanie i chęć z jaką wcielają się w dane postaci. Znakomicie przedstawiona była Natasza ( którą zagrała Joanna Drozda). Kobieta energiczna, o niskim, donośnym głosie, popisała się kunsztem artystycznym w tym przedstawieniu. Największym zaskoczeniem były dla mnie sceny, w których aktorzy występowali nago. Początkowo nie byłam przekonana do takiego reżyserskiego rozwiązania, jednak wydaje mi się, iż poprzez nagość sztuka miała zobrazować równość ludzi wobec wojny, nieszczęścia i zbrodni. Pokazać, iż w obliczu nieszczęść wszyscy jesteśmy tacy sami, bez względu na zajmowaną pozycję społeczną, wykształcenie, czy wykonywany zawód. To dosyć obrazowe rozwiązanie jest usprawiedliwione nie tylko pomysłem artystycznym, ale właśnie ową chęcią wyrażenia głębszego sensu niż tylko epatowania nagością.
Aktorzy, którzy grali role w tej sztuce wypadli, moim zdaniem, bardzo dobrze. Czuć było ich zaangażowanie i chęć z jaką wcielają się w dane postaci. Znakomicie przedstawiona była Natasza ( którą zagrała Joanna Drozda). Kobieta energiczna, o niskim, donośnym głosie, popisała się kunsztem artystycznym w tym przedstawieniu. Największym zaskoczeniem były dla mnie sceny, w których aktorzy występowali nago. Początkowo nie byłam przekonana do takiego reżyserskiego rozwiązania, jednak wydaje mi się, iż poprzez nagość sztuka miała zobrazować równość ludzi wobec wojny, nieszczęścia i zbrodni. Pokazać, iż w obliczu nieszczęść wszyscy jesteśmy tacy sami, bez względu na zajmowaną pozycję społeczną, wykształcenie, czy wykonywany zawód. To dosyć obrazowe rozwiązanie jest usprawiedliwione nie tylko pomysłem artystycznym, ale właśnie ową chęcią wyrażenia głębszego sensu niż tylko epatowania nagością.
Podsumowując,
uważam że ten spektakl wart jest zobaczenia. Doskonale przemyślany, świetnie
zagrany, odnoszący się do współczesności, ale nie w nachalny sposób, rzeczywiście
wart jest polecenia. A trzy godziny, w trakcie których się rozgrywa, mijają
momentalnie. Przerwa po pierwszym akcie wydaje się aż za długa, ponieważ widz (
chociaż zna fabułę powieści) aż nie może się doczekać, co wydarzy się za chwilę
w kolejnym akcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz