środa, 7 stycznia 2015

Tołstoj w Powszechnym

Wojna i pokój, Teatr Powszechny, Warszawa

/Agnieszka Trepka/



Ostatnio miałam okazję być na premierze spektaklu ,,Wojna i pokój” w jednym z warszawskich teatrów. Sztuka, oparta na utworze Lwa Tołstoja, zrobiła na mnie bardzo duże i pozytywne wrażenie. Sama idea czerpania z dzieł tego wybitnego rosyjskiego pisarza już stanowiła dla mnie zaletę, ponieważ Tołstoj to jeden z moich ulubionych autorów. Ciekawiło mnie w jaki sposób reżyser ( Marcin Libera) wkomponuje tyle wątków i rozmaitych postaci w przedstawienie trwające jedynie 180 minut. Jednak udało mu się to znakomicie. Cały spektakl podzielony został na dwie tematyczne części. Pierwsza z nich przedstawiała wydarzenia pochodzące z samej powieści, natomiast w drugiej, oprócz wątków powieściowych, włączone zostały także odniesienia do współczesności, do minionych wojen, militarnych zdobyczy technologicznych. Drugi akt, pokazujący uniwersalność wymiaru ,,Wojny i pokoju” można adekwatnie odnieść do czasów nam obecnych, nie obniżając wartości spektaklu. Pokazanie tych wątków uniwersalnych w bardzo dosłowny sposób, wbrew pozorom, nie strywializowało wymowy intencji reżysera.
Oczywiście główny nacisk położony został na najważniejszych bohaterów powieściowych, których losy wyznaczają ogólny ciąg narracji.
Przechodzenie do kolejnych scen spektaklu rozplanowane zostało bardzo płynnie, a momenty gdy bohaterowie sami wnoszą potrzebne im rekwizyty do kolejnych wydarzeń wcale nie zaburzało odbioru dzieła. Owych rekwizytów nie było też zbyt wiele, ich minimalizm odzwierciedlał akcję rozgrywającą się przecież w czasie wojen napoleońskich. Bardzo wymowne było również niszczenie pewnych rekwizytów – krzeseł, stołów. Szczególnie silne wrażenie wywarły na mnie motywy z drugiego aktu, w którym scena obrzucona została zza kulis ogromną liczbą książek, w większości starych. Było ich tak wiele, że przysłoniły całą podłogę sceny, a bohaterowie deptali je jako coś nieważnego, coś co w czasie wojny zupełnie przestaje się liczyć.
Jednym z powtarzających się elementów dźwiękowych był wystrzał z pistoletu, który kończył poszczególne sceny, ale także towarzyszył scenom, w których bohaterowie strzelali bezpośrednio do siebie. Nie spodziewałam się, że ten dźwięk słyszany ,,na żywo” będzie tak przejmujący. Również muzyka towarzysząca przedstawieniu ( dobrana przez Krzysztofa Kaliskiego i Filipa Kanieckiego) wzmacniała jego przesłanie. Głośne, mroczne i nastrojowe dźwięki potęgowały unoszącą się grozę wojny.
W obliczu wszechobecnej technologizacji, również na tym przedstawieniu nie zabrakło tego elementu. Rozwiązania z użyciem rzutników i kamer nie były nowatorskie, ale doskonale wpisywały się w pomysł sztuki i łączyły ją momentami z seansem w kinie. W niektórych scenach bezpośrednio nad sceną opuszczał się ekran, na którym z rzutnika pokazywane były kamerowe zbliżenia postaci. Jednocześnie zaczynały się rozgrywać wydarzenia na scenie i ich poszczególne zbliżenia wyświetlane na tym ekranie. Również sceny, gdzie bohaterowie sami chwytali za kamerę i filmowali siebie, były bezpośrednio wyświetlane ponad sceną. Myślę, że takie rozwiązanie nie tylko połączyło dwie gałęzie sztuki – teatr i kino- ale też pozwoliło widzowi poczuć się jakby sam przebywał na scenie i przez chwile zobaczył to, co widzą sami obecni tam bohaterowie. W drugiej części sztuki użyto podobne rozwiązanie. W przedstawieniach wojny współczesnej, przed sceną na jednej ze ścian, wyświetlany był obraz globu ziemskiego. Jednak w jego ukazaniu też odczuwało się grozę, wojnę. Ziemia, przedstawiona w szaro-czarnych barwach, obracając się i zniekształcając, pokazywała w moim przekonaniu, wszechobecność zagrożenia. Objęcie całego świata wojną, zbrodnią i cierpieniem obrazowało, że nawet jeśli wojna rozgrywa się tylko w danym zakątku świata jej wpływy, czy skutki w końcu i tak rozleją się na inne kraje, kontynenty.
Aktorzy, którzy grali role w tej sztuce wypadli, moim zdaniem, bardzo dobrze. Czuć było ich zaangażowanie i chęć z jaką wcielają się w dane postaci. Znakomicie przedstawiona była Natasza ( którą zagrała Joanna Drozda). Kobieta energiczna, o niskim, donośnym głosie, popisała się kunsztem artystycznym w tym przedstawieniu. Największym zaskoczeniem były dla mnie sceny, w których aktorzy występowali nago. Początkowo nie byłam przekonana do takiego reżyserskiego rozwiązania, jednak wydaje mi się, iż poprzez nagość sztuka miała zobrazować równość ludzi wobec wojny, nieszczęścia i zbrodni. Pokazać, iż w obliczu nieszczęść wszyscy jesteśmy tacy sami, bez względu na zajmowaną pozycję społeczną, wykształcenie, czy wykonywany zawód. To dosyć obrazowe rozwiązanie jest usprawiedliwione nie tylko pomysłem artystycznym, ale właśnie ową chęcią wyrażenia głębszego sensu niż tylko epatowania nagością.
Podsumowując, uważam że ten spektakl wart jest zobaczenia. Doskonale przemyślany, świetnie zagrany, odnoszący się do współczesności, ale nie w nachalny sposób, rzeczywiście wart jest polecenia. A trzy godziny, w trakcie których się rozgrywa, mijają momentalnie. Przerwa po pierwszym akcie wydaje się aż za długa, ponieważ widz ( chociaż zna fabułę powieści) aż nie może się doczekać, co wydarzy się za chwilę w kolejnym akcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz