/Krzysztof Petkowicz/
Długo zastanawiałem się co tutaj
napisać. Nie mam jakichś spektakularnym doświadczeń związanych z byciem w
grupie takiej czy innej. Nigdy „nie było czasu”, albo „nie było z kim”. A
szkoda. Szkoda, że od początku nie kształtuje się młodych umysłów, w sposób nie
narzucający im pozbycia się indywidualności. Szkoda, że w szkołach nie uczy się
kreatywności. I pasji poszukiwania wartości, głębszych niż te w obecne kulturze
masowej. Tak ciężko się dzisiaj przebić z czymś dobrym przez ten chłam. I
zmusić widzów do rozmyślań. Bo to wymaga wysiłku. A to boli.
Przerażającym objawem
dzisiejszych czasów jest właśnie to zabieganie, skoncentrowane na dalekiej
przyszłości, by porzucić radość przeżywania chwili. Nawet jeśli to krótki
spektakl. Telewizja wystarczy. Bo można siedzieć w dresach i jeść sobie żarcie
z mikrofali. To ciekawe, że tak szybko został porzucony ten cały mistycyzm
niejako „świątecznej” odmienności. Chociaż, na ten moment, zachowania się
inaczej niż zwykle. Oderwania od rzeczywistości, kiedy to dzisiaj właśnie
wszystko ulega dewaluacji.
Jednak tak zwane „hejcenie” (czy
hejtowanie) niczego nie polepszy. Tworzenie nowego nurtu sztuki
pseudo-alternatywnej jest drogą do nikąd. Zbudowanie jej właśnie na odrzuceniu
wszystkiego z definicji, zaprzecza idei piękna. Nawet jeśli to jest piękno
zniszczone, wypaczone przez reality-shows i narcystycznych celebrytów.
Dobrze jest obserwować nowe
budzące się inicjatywy teatralne czy inne, jednak dalej nie docierają do one do
większości, stanowią właściwie misterium tylko dla wtajemniczonych, chcących
więcej.
Ale z drugiej strony, może lepiej
dla teatru, by pozostał trochę na uboczu, by nie wszedł w ten opętańczy
harmider. By też nie został tak wyświechtany jak kino czy muzyka. Zaznaczam, że
chodzi mi o te promowane „produkty” - bo tak należałoby je nazwać. Wszędzie da
się znaleźć perełki, trzeba tylko przedrzeć się przez górę (wiadomo czego).
Moim
zdaniem, jest jeszcze jedna, ważna funkcja teatru, której wielu zdaje się nie
zauważać. Koncepcja katharsis umarła już dawno, ale jeśli ktoś chce wyciągnąć
ze spotkania z teatrem coś więcej, musi się otworzyć na działanie. Prawdziwy
teatr, powinien być nie tylko sztuką dla sztuki, powinien zaszczepiać idee.
Inspirować do tworzenia. Czy to będzie nowy światopogląd, czy
„przewietrzenie”/przypomnienie starego,
impresja, dramat, wiersz, czy mini-model sceny zrobiony z zapałek, to
jest obojętne. Ważne by nie pozostać mu obojętnym.
I jeszcze na koniec, moja próba złapania idei teatru. Może
tendencyjna, może nie trafiona, może nie do końca na serio.
Ale moja.
Teatr
Teatr
nie istnieje
dopóki
nie spotka się w nim
aktor
z widzem
Nic nie widzę!
ciemność
lawina falbanek materiału
pochłonęła ową tkaninę czasoprzestrzeni
smród śmierci i dymu
akt bytu sztuki bycia
albo nawet trzy akty
życia spektaklu
takty
Przeszłości!
nie nakrywaj jej swoim Płaszczem Zapomnienia
nie pozwolę Ci zgasnąć, Gwiazdo Melpomeny
opoko mojej wiary w ludzkość…
nie zmiecie mnie zbiorowa fala akustyczna
o wielu źródłach
porywający powrót znienawidzonej monotonii
zwiastuje cisza – brak fonii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz