Boska!, Teatr TV
W dobie
ogłupiających mediów niełatwo jest odnaleźć sztukę, czy też film, który prócz
czysto rozrywkowej funkcji, potrafi także wzruszyć, rozśmieszyć, czy skłonić do
przemyśleń. Na szczęście na ratunek spragnionemu wysokiej kultury widzowi
przybywa Teatr Telewizji Polskiej.
Wraz z rozwojem
fabuły widz ma okazję zapoznać się z historią najgorszej śpiewaczki operowej,
która pomimo kompletnego braku talentu wokalnego, z uporem i lekką naiwnością
organizuje kolejne recitale. Postać Florence była na tyle barwna, iż
niemożliwym było, aby pozostała widzowi całkowicie obojętna. Samo wyczekiwanie
na wokalny popis "boskiej" nie pozwalało na oderwanie się od ekranu.
Krystyna Janda po raz kolejny ujawniła swój olbrzymi talent, racząc widzów
niesamowicie profesjonalnym fałszem. I choć sam śpiew do najprzyjemniejszych
nie należał, to jednak nietypowe stroje i zachowania bohaterki potrafiły
wywołać uśmiech i rozbawienie.
Postać Florence
nie jest jednak zwyczajną, przerysowaną bohaterką, mającą wywołać u widza
niepohamowaną dawkę śmiechu. Przede wszystkim jest symbolem marzycielki, na
tyle zapatrzonej w swoją pasję, by realizować się nawet pomimo kompletnego
braku kompetencji i ostrej krytyki ze strony znawców muzyki.
I choć najwięcej
uwagi poświęca się właśnie postaci Jandy, to jednak moją uwagę przykuł Cosme,
odgrywany przez Macieja Stuhra. Postać wyjątkowo urokliwa, dobrze odegrana i
przede wszystkim równie wyrazista co cała reszta bohaterów. Dodatkowo, Stuhr
sprawdził się także w roli narratora, który umiejętnie zamknął opowieść o
wokalnych perypetiach Florence, ujmując w zaledwie kilku zdaniach sens i puentę
spektaklu.
Czas poświęcony
"Boskiej!" zdecydowanie nie był zmarnowany. Zarówno muzyka, gra
aktorska jak i sama fabuła wzbudzały emocje i ciekawość, jednocześnie
pozostając sztuką na tyle lekką, by móc cieszyć zmysły zarówno koneserów, jak i
wymagającej i niezmiernie krytycznej młodzieży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz