Latający kufer, Teatr Andersena w Lublinie
/Katarzyna Krzywicka/
Zimą można planować wakacyjne egzotyczne podróże, bo przecież jest na to
dużo czasu. Można pić gorącą herbatę i oglądać zdjęcia z odbytych wojaży. Można
też wracać do teatralnych podróży, bo teatr daje przecież wspaniałą możliwość
przenoszenia się w mig nawet w najodleglejsze zakątki świata.
Z lubelskim Teatrem im. Ch. H. Andersena wybrałam się do Danii, a potem
do Turcji. Podróżowaliśmy nie samolotem, nie autobusem, nawet nie pociągiem – a
latającym kufrem!
W spektaklu o takim właśnie tytule – „Latający kufer” polsko-tureckiego tandemu:
Arkadiusza Klucznika i Ece Okay (spektakl jest prezentem lubelskiego teatru dla
tureckich przyjaciół, efektem wieloletniej współpracy teatralnej Lublina i
Istambułu) z Hansem Andersenem (Bartosz Siwek) po śmierci jego
ojca, spakowaliśmy wszystkie smutki, problemy (a Hans ma ich dużo – okazuje się
bowiem, że po rekompensatę zgłasza się do niego połowa miasta, której ojciec
dłużny był pieniądze i usługi) w magiczny kufer i poszybowaliśmy wysoko ponad smutnymi,
zimnymi, szarymi duńskimi uliczkami i głowami rozkrzyczanych ludzi.
Dzięki prezentowanym fotografiom,
wizualizacjom (Dawida Kozłowskiego) i egzotycznej muzyce, między innymi tej w
wykonaniu Tarkana – popularnego tureckiego piosenkarza, przenieśliśmy się do
Istambułu. Jego ulice tętniły życiem – pełne nasyconych barw, żywiołowych
ruchów, krzyków kupców i zapachów rodem z wielkiego targowiska, gdzie
przyprawy, owoce i inne smakowite produkty kuszą wonią, kształtem, kolorem.
W istambulskiej wieży zamknięta jest
księżniczka (Urszula Pietrzak, również choreografka spektaklu) - nie tylko
piękna, ale i samotna. Rodzice – groźny turecki sułtan (Piotr Gajos) i
eteryczna, niebywale piękna, ale strachliwa matka (Roma Drozdówna) zabraniają
do niej dostępu wszystkim mężczyznom. Przepowiednia głosi bowiem, że
księżniczka zakocha się nieszczęśliwie i będzie z tego powodu bardzo cierpiała.
Pewnego dnia na szczycie zamkowej wieży w samym sercu Turcji ląduje magiczny
kufer, a w nim –wspomniany już Andersen. Hans przypomina sobie, że w Danii był
znanym bajarzem – zaczyna więc snuć na tureckim dworze jedną z ulubionych
historii. Opowieścią o Brzydkim Kaczątku kradnie serce nie tylko księżniczki,
ale i całej tureckiej rodziny.
Szkatułkowa kompozycja pozwala na zaprezentowanie dwóch historii (Hansa,
księżniczki i tureckiego dworu oraz baśni o Brzydkim Kaczątku) i akcję
dwuplanową – pierwsza część odgrywana jest w żywym planie, druga zaś przez
aktorów animujących ptaki ukryte pod połami noszonych strojów. I tak – turecka
matrona z wijącego się wokół jej ciała białego skrawka materiału tworzy
przepięknego łabędzia. Sułtan gdzieś z turbanu odpina szpilkę i już w jego
rękach znajduje się pokaźny kogut. Zaś Brzydkie Kaczątko stworzone zostaje z
szaty ubogiej służącej (Gabriela Jaskuła).
To zaskoczenie
dla widzów – dzieci popiskują z radości, a dorośli kombinują, czyje jeszcze
szaty zmienią się za moment w barwnego ptaka.
Lubelski „Andersen” stawia na taniec. W
repertuarze teatru jest przedstawienie sprzed kilku lat - „Piękna i Bestia”,
gdzie rolę Pięknej tańczy Anna Żak związana z Lubelskim Teatrem Tańca oraz
spektakl taneczny „Królowa śniegu”, w którym ruchową narrację snują Przemek Basa - tancerz hip-hopu
oraz Ewelina Drzał - tancerka Grupy Tańca Współczesnego Politechniki
Lubelskiej.
W
„Latającym kufrze” prócz rozbudowanych układów tanecznych, gdzie wszyscy
aktorzy mają okazję zaprezentować ruchy niczym z tureckiego teledysku –
okrążenia biodrami, taniec brzucha – jest też tańczący Łabędź. Tę rolę reżyserzy
powierzyli Wojciechowi Kaproniowi z Lubelskiego Teatru Tańca oraz Dawidowi
Bartoszkowi z Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej.
Miałam okazję podróżować
latającym kufrem prowadzona przez Łabędzia-Kapronia. Spełniał on rolę
przewodnika i doradcy wspierającego małego Hansa. Niezwykła lekkość,
eteryczność, płynność ruchów tancerza powodowała, że chciało się zapaść w
teatralny fotel i rozmarzyć o podróżach i możliwym przecież w teatrze
szybowaniu w chmurach.
Rodzice
powtarzają swoim dzieciom – podróże kształcą. I mają rację. Ale czasem
wystarczy przejechać pół miasta i usiąść w fotelu teatralnym, by odbyć magiczną
podróż, z której będą i przepiękne wspomnienia, i mądre wnioski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz