/Kamil Wykrętek/
Sztuka Pawła Demirskiego: Był sobie Polak,
Polak, Polak i Diabeł… czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie
sztachety zostały zużyte, w reżyserii Remigiusza Brzyka, którą dane mi było
widzieć w na scenie Osterwy to rzecz o polskim czyśćcu, który chyba jednak
bardziej przypomina nasze, swojskie „polskie piekiełko”. Bohaterowie dramatu
próbują poradzić sobie z typowymi dla Polaków kompleksami i traumami a
codzienne realia mieszają się z wydarzeniami ważnymi dla XXI wiecznej Polski.
Po wejściu do Sali, na scenie widzimy stalową
klatkę, w której Brzyk zamknął osiem potworów – jednego niemieckiego i
siedmioro polskich (w tym dwoje znanych z gazet). Piszę „potworów”, ponieważ
spektakl wygląda jak spotkanie trupów. Aktorzy z twarzami pomalowanymi na
biało, z sinymi ustami i strugami zaschniętej krwi na niedawno zadanych ranach
siedzą w klatce urządzonej jak pokój mieszkalny – z fotelami, kanapami, starym
kredensem. W głębi znajduje się podest, na którym w finale wszyscy się
zgromadzą, głośno marząc, z kim chcieliby spotkać się w niebie. Wróćmy jednak
do bohaterów; możemy wśród nich odnaleźć przerażonego śmiercią i możliwością
spotkania ze swoją zmarłą matką Wojciecha Jaruzelskiego (w tej roli Krzysztof
Olchawa), oskarżonego o pedofilię arcybiskupa Juliusza Paetza (Paweł Kos),
prostackiego dresiarza, kibica Motoru Lublin (Wojciech Rusin), niemieckiego
turystę‑amatora seksturystyki domagającego się udziału w komercyjnej
rekonstrukcji oblężenia Westerplatte (Przemysław Gąsiorowicz), dwie upiorne
uciekinierki z Auschwitz (Marta Sroka, Halszka Lehman), eurosierotę (Daniel
Dobosz) i ambitną, marzącą o światowej karierze aktorkę, którą, aby było
śmieszniej zabił ciągnik (Marta Ledwoń). Każdy z nich tworzy odrębną historię i
zmaga się ze swoimi demonami. Mamy tutaj więc traumy wojny, ekonomiczne
wykluczenia, niskie zarobki, niedomkniętą historią życia, rozterki
neoliberalnej gospodarki i przymus emigracji, ale też seksualne afery w
Kościele katolickim.
Sam tekst
dramatu, chwilami zabawny, momentami poważny a nawet wzniosły to świetne
połączenie języka potocznego z poezją. Wiele ze zdań wypowiadanych przez
bohaterów zapada w pamięć; raz jako prześmiewcze żarty a raz jako coś, co
trafnie opisuje sytuację w Polsce. Niespełniona piosenkarka krzyczy: ,,Po co mi
ta wasza kultura? Ubiorę się w nią? Zapłacę nią za coś?", Staruszka co
rusz powtarza, że „administracja tego kraju traktuje mnie gorzej niż
hitlerowcy”, Dresiarz, jak nietrudno się domyślić biega po scenie z szalikiem
wrzeszcząc „Motor! Motor!” a Chłopiec w pewnym momencie podbiega do
Biskupa, podnosi sutannę i krzyczy „Julek, nie daruje ci tej nocy!” I tak oto
powstaje uniwersalny obraz polskiego społeczeństwa, sfrustrowanego, nie
mogącego poradzić sobie z przeszłością.
A teraz o scenografii; jest ona naprawdę
dobrze dopracowana i przemyślana. Niemal każdą sekwencję ilustruje oddzielny
rekwizyt. Kiedy mowa o Warszawie, aktorzy pokazują wielkie fotosy miasta, gdy
mowa o ZOMO, wyciągają milicyjne tarcze i uderzają w nie gumowymi pałkami, gdy
na jaw wychodzi cel podróży niemieckiego turysty, aktorzy ustawiają się do
zdjęć w wyuzdanych pozach, Biskup, zapytany, z którym papieżem chciałby spotkać
się w niebie – zaczyna jeść kremówkę. Kiedy aktorzy nie biorą udziału w
zbiorowej prezentacji elementów scenicznych, wypowiadają tekst nie ruszając się
z miejsc.
Cała sztuka, ogólnie rzecz biorąc wywarła na
mnie bardzo pozytywne wrażenie. Aktorzy nie „klepali” swoich ról, ale wczuwali
się w nie na całego, co dało świetny efekt. Zdumiewa mnie też fakt, że wiele ze
spraw omawianych w tym dziele jest aktualnych i dzisiaj (zauważmy, że tekst
pochodzi z 2007 roku). Mamy tutaj naprawdę dobry, mocny teatr z jakimś
przekazem, zależnym od indywidualnej interpretacji każdego z widzów. No i cóż,
pozostaje tylko ,,prać swoje brudy ręcznie, bo na pralkę przecież nas nie
stać". Zastanawia mnie tylko, kto jest tytułowym diabłem. Polak, Niemiec,
czy Unia Europejska?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz